Ostatnio mało sypiam. Wolę czytać książki. Wbrew pozorom nie chodzi tu wcale o tematykę, gdyż o wiele istotniejszy jest sam fakt wykonywania czynności. Chociaż z drugiej strony ,tak jak w życiu, unikam monotematyczności i staram urozmaicać mój czytadło spis. Jednego dnia sięgam po nowele, a następnego czekam z wypiekami na rozwiązanie kryminalnej zagadki stulecia. Lubię w książkach zniszczone okładki pożółkłe kartki i zapach przesycony ludzkim dotykiem. Są jednym z tych kochanków ,którym nie odmawiam pójścia do lóżka. Cytując ,,książka jest niczym ogród, który można włożyć do kieszeni'', a ja uwielbiam mieć przy sobie kwiaty bez różnicy na porę roku. Teraz taki czas, że czytam i pachnę.

niedziela, 6 lutego 2011

,,Na plaży w Chesil'' -Ian McEwan

Tytuł: ,, Na plaży w Chesil,,
Autor: Ian McEwan
Wydawnictwo: A. Kuryłowicz
Przekład: Andrzej Szulc
Liczba stron: 197
Ocena: 4/6

Z twórczością tego pisarza zapoznałam się czytając książkę ,,Ukojenie,,. Byłam, więc niezmiernie szczęśliwa, gdy na moją półkę trafiła kolejna pozycją jego autorstwa.
Opis nieudolnej próby konsumpcji nowo narodzonego związku małżeńskiego, tak można w ogromnym skrócie podsumować króciutką powieść Brytyjczyka. Dość ciekawy temat, przekazany piękną, błyskotliwą prozą. Jestem pod wrażeniem, choćby dlatego, że w czasach, gdy afiszujemy się seksualnością pisanie o niej staję się trudniejsze. Autor, jednak pod szczegółowym zarysowaniem całej historii, uwydatnia nam problem lęku przed drugim człowiekiem. Przerażenia związanego z zaangażowaniem się w prawdziwy związek oraz obawami przed nie sprostaniem zaspokojeniu pragnień fizycznych partnera. Presja społeczna, z sztywno zaznaczonymi zasadami, kreująca mężczyzn na genialnych kochanków, a kobiety na niewolnice ich potrzeb staję się przyczyną katastrofy. Seks nie jest tu ukoronowaniem miłości, lecz jej dramatycznym koniecznością. Nie dochodzi tu do intymnego i pięknego połączenia duszy z ciałem, lecz do konfliktu i walki dwóch niezmiernie silnych, odmiennych charakterów. Akcja powieści umieszczona jest w latach 60, przed rewolucją seksualną. Już niedługo pojawią się pierwsze minispódniczki, Beatlesi zawładną sercami nastolatek na całym świecie, oraz większą rozwiązłość obyczajowa. Na razie jednak panuję epoka pełna sprzeczności, w której seksualność jest tematem tabu. Małżeństwa zasłaniają szczelnie okna swoich sypialni i zamykają drzwi na klucz. Niesamowity paradoks opisany okiem wytrawnego obserwatora.
Edward i Florecne, jak przystało na Anglików, utknęli doszczętnie w świecie konwenansów i wzajemnej uprzejmości, trącać w ten sposób możliwość prawdziwego poznania się nawzajem. Pomimo tego, że łączy ich silne uczucie, nie są w stanie przełamać kulturowych barier i rozmawiać, ze sobą otwarcie. Niedopowiedziane słowa i niewykonane gesty stają się przyczyną nieodwracalnego dramatu.
Cenne są wtrącenia, pozwalające nam bliżej poznać nowożeńców. Scena, gdy kelnerzy opuszczają pokój, po dostarczeniu posiłku, a młoda para zostając sama nadal go spożywać, jest majstersztykiem. Małżonkowie prowadzą przed sobą grę pozorów. Przywdziewają odpowiednie na tą okazję maski. Zresztą książką jest pełna tego rodzajów smaczków literackich.
Zdecydowanie polecam.