Ostatnio mało sypiam. Wolę czytać książki. Wbrew pozorom nie chodzi tu wcale o tematykę, gdyż o wiele istotniejszy jest sam fakt wykonywania czynności. Chociaż z drugiej strony ,tak jak w życiu, unikam monotematyczności i staram urozmaicać mój czytadło spis. Jednego dnia sięgam po nowele, a następnego czekam z wypiekami na rozwiązanie kryminalnej zagadki stulecia. Lubię w książkach zniszczone okładki pożółkłe kartki i zapach przesycony ludzkim dotykiem. Są jednym z tych kochanków ,którym nie odmawiam pójścia do lóżka. Cytując ,,książka jest niczym ogród, który można włożyć do kieszeni'', a ja uwielbiam mieć przy sobie kwiaty bez różnicy na porę roku. Teraz taki czas, że czytam i pachnę.

czwartek, 30 czerwca 2011

Pasja życia.

Odnaleźć swoją drogę życiową jest bardzo trudno. Poszukiwania nie należą do łatwych. Pełne są wyrzeczeń, rygorystycznych działań.Zresztą, gdy już jesteśmy przekonani, że obraliśmy odpowiedni kierunek, sytuacja się komplikuję. Pojawiają się nowe przeciwności. Utrzymanie, więc odpowiedniego kursu również staję się nie lada wyczynem.
O wiele łatwiej, więc przyjąć postawę balansowania między marzeniem, a rzeczywistością. Rozwijać swoje zainteresowania, nie rezygnując z rutyny codziennego życia. Swojej pasji poświęcać się po godzinach. Zamknąć ją w ramach pewnych godzin i określić jej zasięg z ogromnym pietyzmem.
Czy jednak tak neutralna postawa gwarantuję oczekiwane rezultaty? Może jest jedynie zabezpieczeniem przed klęską, która jest nieodłącznym czynnikiem zwycięstwa.
Często budząc się wczesnym porankiem, znajduję się w stanie lekkiego letargu. Przecieram oczy z obawą czyhającego na mnie niebezpieczeństwa.Zdarza mi się, że nie wiem, gdzie dokładnie się znajduję, a tym bardziej nie wiem kim jestem. Po chwili ten stan ustępuję. Zmysły pomagają odnaleźć się zastałej rzeczywistości.
Jak jednak reagowalibyście, gdyby poczucie braku przynależności towarzyszyło wam nieustanie?
Wasza droga życiowa, wciąż przeobrażałaby się niezgodnie z waszym oczekiwaniem?
,,Pasja życia,,Stone jest książka, która porusza motyw poświęcania się swoim pasją, oraz poszukiwaniu swojej przestrzeni oraz miejsca w społeczeństwie.
Tułaczem, a zarazem głównym bohaterem tej książki, jest postać znana nam wszystkim.
Mistrz europejskiego impresjonizmu, a zarazem szaleniec, którego malarstwo naznaczyło w sposób niezwykły. Stał się, bowiem orędownikiem sztuki niezrozumiałej jego pokoleniu. Buntownikiem, który oprócz swojego brata Thea, był odrzucany przez społeczeństwo.
Nie wiem w jakim stopniu książka ta oddaję prawdziwy obraz Vincenta van Gogha. Możliwe,że przerysowuję jego postać w sposób dość umiejętny, aby zainteresować czytelnika. Sprawdzałam większość faktów, z tymi zamieszczonymi na anglojęzycznych stronach poświęconych temu artyście i większość się zgadza. Aby utwierdzić się jeszcze w ich prawidłowości, postaram się przeczytać kolejną pozycję poświęconą temu artyście, gdy tylko nastąpi taka możliwość.
Muszę jednak przyznać, że świat wykreowany w tej powieści zachwycił mnie. Wsiąkłam w jego obrys, zapominając o istnieniu podziału doby na :dzień i noc.
Urzekł mnie sposób prowadzenia akcji, oraz skupienie się nie tylko na drodze artystycznej Vincenta, lecz przestawnie go w spójności z przeszłością, którą ukształtowała jego późniejszą postawę. Podział książki, na rozdziały zatytułowane nazwą miejsca, które stało się przełomowe dla artysty, uważam za niezwykle trafne.
Nie jednak struktura książki, styl czy język jest głównym atutem tej powieści.
Dla mnie, najcenniejszym aspektem tej pozycji, jest genialne ujęcie rozwoju van Gogha, kreacja jego postaci, oraz nakreślenie pasji, z którą tworzył.
Brak tu chwil zawahania. Od momentu w którym Vincent odkrył malarstwo,nie rezygnuję niego. Szał, później postępujący obłęd jest brzemieniem, którym okupiona jest jego sztuka. Poświęca się jej jednak, nie licząc się z konsekwencjami. Żyjąc pełnią artystycznego życia.
Wie, że tworzy coś, co dopiero po sięgnięciu bruku zostanie postrzeżone i docenione.

Nic nie poradzę, że moje obrazy się źle sprzedają. Ale nadejdzie czas, gdy ludzie zrozumieją, że są warte znacznie więcej niż cena farby, której użyłem do ich namalowania.

Ta książka stała się dla mnie przewodnikiem do nowej, lepszej interpretacji dzieł tego autora. Szkoda,że w książkę nie można było zobaczyć reprodukcji, które w danej chwili były opisywane. Myślę, że wtedy odbiór tej pozycji, byłby pełniejszy.

Po raz kolejny uświadomiłam sobie również jak ogromnym brzemieniem jest geniusz jednostki, nieszablonowość. Piękna, wybitna sztuka powstaję w katuszach niezrozumienia, bólu psychicznego oraz fizycznego( głodu, nędzy).
Będąc ogromną miłośniczką sztuki, aż boję się pomyśleć ile młodych, utalentowanych ludzi, jest w podobnej sytuacji. Walczą o swoją ,,pasję życia,, , a my przechodzimy obok nich przekreślając ich twórczość. Depcząc bezwzględnie prekursorów przyszłych nurtów. 

Z całego serca polecam !!!








Tytuł:,,Pasja życia,,
Autor: Irving Stone
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron:574
Ocena: 5,5/6

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Mario Vargas Llosa autobiograficznie.



Ciasne, zatłoczone kawiarnie, których ściany nasiąkły już dawno dymem papierosowym. Efektownie lawirująca między budynkami dzielnic ,,Miasta Królów,, poranna mgła zmieszana z zanieczyszczeniami. Dość parny i przytaczający, a zarazem przesiąknięty klimatem orientalnych przypraw i namiętności obraz Limy naszkicował nam autor książki ,, Ciotka Julia i skryba,,.

Z tą książka miałam nie mały problem, gdyż literatura  iberoamerykańska nie jest w żadnym wypadku moją ulubioną. Dość snobistycznie skusiłam się jednak z powodu Nobla, którego autor uzyskał w 2010.  Jakie są moje wrażenia?
Muszę powiedzieć, że dość mieszane. Początek książki czytałam dość opornie, dłużyło mi się, ostatnie jednak 200 stron, połknęłam w niecałe 2 godziny.

Na początku trudno było mi odgadnąć, w jaki sposób autor poprowadzić chce fabułę. Od początku bowiem stawia przed nami trudne zadanie. Każdy rozdział przedstawia nowy wątek, zupełnie odmienny scenariusz i historie odmiennych bohaterów. Na początku wydaję nam się, że autor celowo opowiada kilka historii równolegle, aby na końcu, dość standardowo spiąć ją klamrą wspólnych wydarzeń. Nic jednak bardziej mylnego. Mario Vargas Llosa postanawia bowiem, przeplatać główny wątek powieści z fabułą odcinków radiowego słuchowiska, przerywając ich treść w kulminacyjnym momencie. Ten zabieg, podobnie jak radio, czy telewizor, pozwala nam odpocząć od głównej akcji i zaostrza apetyt.
Ta książka jest fascynująca również z powodu głównego wątku autobiograficznego. Bohaterem, który naszkicowany jest tu najwyraźniej jest Mario. Młody, niedoświadczony mężczyzna, który próbuję dorosnąć w każdym aspekcie swojego życia.  Aby uniezależnić się od rodziców podejmuję  pracę jako dziennikarz radiowy. Równorzędnie studiuję i planuję, ku  niezadowoleniu ojca, przyszłość związaną z literaturą. W jego życiu  nie dzieję się nic nadzwyczajnego, do momentu pojawienia się ciotki Julii.  Od tego momentu historia nabiera rumieńca i nutka skandalu już drży w powietrzu. Między tymi bohaterami rozwija się bowiem powoli dość efektowny romans, którego charakter lubieżności determinuję wiek ciotki Julii oraz stan cywilny: rozwódka. Nie chce zdradzać wam szczegółów, bo już pewnie sami jesteście ciekawi, jak potoczą się dalsze losy tej pary.
Może na ślubnym kobiercu, a może rodzina zdusi uczucia Mario w zarodku?
Czy nie będziecie jeszcze bardziej ciekawi tej historii jeśli powiem, że podobne wydarzenia miały miejsce w autentycznie, a ich bohaterem był sam autor?
Najważniejszym atutem tej książki jest jednak dla mnie, ukazanie procesu tworzenia. Śledząc losy dwóch przeciwstawnych bohaterów.
Pojawia się tu bowiem postać skryby, który będąc grafomanem tworzy słuchowiska radiowe. Jest to dla niego ogromny wysiłek, którego efektem jest pogłębiające się szaleństwo.
Z drugiej strony ukazany zostaję młodego, nieupierzony pisarz , który stawia pierwsze kroki w tym zawodzie. Jednak jego dorobek życiowy jest za mały, aby mógł stworzyć coś wybitnego, a jego próby twórcze są dość nieudolne.
Zaskakujące w tej książkę jest również to jak wybitnie, autor przechodzi z jednej narracji w drugą. Balansuję między nieudolnym, lekko  prostackim i gwałtownym stylem skryby, za chwilę plastycznie przechodząc w styl autorski.

Proza Llosa to umiejętnie przeplatanie wątków, tematów. Plastycznie modelowanie fabuły i solidność warsztatu. Czytając tą książkę, czujemy jak wiele autor włożył w nią surowej pracy i zaangażowania. Nie ma tu przypadkowych zdań i chociaż wydawać by się mogło, że konstrukcja przypomina rozbudowany brulion, jest to efekt jak najbardziej zaplanowany.
To powieść niezwykle cenna od strony warsztatowej.
O tym jak wielu potrzeba godzin, przeróbek , trudu i ciągłego redagowania tekstu, aby stworzyć dobrą powieść.
Jeśli chcecie przez dziurkę od klucza przyjrzeć się  procesowi twórczemu, tą pozycję polecam Ci z czystym sumieniem!




Tytuł:,,Ciotka Julia i skryba,,         
Autor: Mario Vargas Llosa
Wydawnictwo: Znak 
Ilość stron: 474
Ocena: 4,5/6

środa, 15 czerwca 2011

Wrocławski artysta wyklęty czyli bohema Rafała Wojaczka.

Trudno odnaleźć wśród blogów poświęconej tematyce literatury, te zachęcające do czytania poezji. Czasami pojawiają się zdawkowe recenzje nowszych tomików poezji. Nie wiem skąd ta niechęć do sięgania po klasyczną lirykę. Skoro jesteśmy w stanie podejmować się amatorskiego interpretowania prozy, co wcale nie jest prostym wyzwaniem, dlaczego boimy się tych krótkich form artystycznych? 
Dlatego postaram się zarazić was magią liryki, która potrafi bardzo często przeszywać duszę niczym sztylet, a innym razem pieścić i opływać niczym szatyna.
Mój pierwszy post poświęcony poezji, pragnę poświęcić poecie niezwykłemu. Niezwykłemu z paru powodów. Wiersze Wojaczka to przede wszystkim przewartościowanie symboliki, wybitne manipulowanie językiem i formą i stylem. Oczywiście pojawia się tu wiele elementów turpistycznych, brutalnych. Szokujących , mimo tego, że pop kultura uodparnia  coraz mocniej na przejawy przemocy. Czy jednak prawdziwe życie nie jest twarde, a wypieranie tego faktu i otoczenie się sztucznym humanitaryzmem, nie jest przejawem lęku przed rzeczywistością ?
Dla mnie Wojaczek, to artysta, który trafia prosto w moje serce, dreszcze roznosi po całym ciele i całej duszy. Jego wiersze powodują u mnie całkowite  katharsis, wyplucie całego mojego wnętrza z całym bólem włącznie, uniezależnienia od świata.
Czytając jego poezję w moim umyśle pojawia się tak wiele pytań.
Wrażliwość, którą posiadał Wojaczek, jest dla mnie nieustannym powodem, aby podejrzewać, że jako ludzie, sami narzucamy sobie sztuczne i przepojone obłudą człowieczeństwo. Dlaczego musimy wpisywać się w przyjęte schematy, nie mieć możliwości wyboru swojej drogi życia. Dlaczego sami zrezygnowaliśmy z prawa do bycia sobą? Dlaczego nieustanie musimy powtarzać zgrzeszyłam, gdyż chciałam być matką, lub nie chciałam nią zostać. Gdyż zrezygnowałam z kariery na rzecz opieki nad domem, gdyż w wieku 40 lat poszłam na studia i powiedziałam to ja jestem najważniejsza.
Dlaczego wciąż doświadczamy uczucia ,,zamknięcia w pudełku, którym jest świat,,? 
Oczywiście moja interpretacja jest luźnym wyznaniem uczuć, które przeszywają mnie, gdy sięgam po tomiki poezji Wojaczka. Zdaje sobie sprawę, że nigdy nie zrozumiemy jak ogromny ból czuję poeta zmierzając się cierpieniem egzystencjalnym. Czy jednak, nie macie ochoty sięgnąć ponad horyzont i poznać rzeczywistość, której nie dostrzegamy? Nadać znanym nam kształtom, przedmiotom,uczuciom nowe, całkowicie odmienne nazwy? 
Zanurzyć nasz umysł w magii skrytej w szarości?
Magii brutalnej, ale prawdziwej.
Niezmiennej od wielu lat.

Oczywiście poezji nie można odczytywać w oderwaniu od biografii artysty. Nie chce jednak, abyście pojmowali ją jako skutek nadużywania alkoholu i narkotyków. Oczywiście bohema Wojaczka wpłynęła na to jak postrzegał rzeczywistość, ale on poetą stał się przy narodzinach. Ta wrażliwość, go stworzyła i stałą się jego przekleństwem. Jego śmiercią.Dlatego zachęcam was do przeczytania, którejś z dostępnych na rynku biografii, lub zapoznaniem się z informacjami chociażby z Wikipedii. 
Polecam również zapoznanie się z bardzo ciekawym artykułem pani Mai Anny Polkowskiej,po przeczytaniu, którego łatwiej jest zrozumieć poezję Wojaczka .(linki do artykułów zamieszczę na dolę przemyśleń)
Zamieszczę wiersz, który z twórczości Wojaczka ukochałam najbardziej.

Dotknąć deszczu, by stwierdzić, że pada
Nie deszcz, tylko pył z Księżyca spada

Dotknąć ściany, by stwierdzić, że mur
Nie jest ścianą, lecz kurtyną z chmur

Ugryźć kromkę, by stwierdzić, że żyto
Zjadły szczury i piekarz też zginął

Łyknąć wody, by stwierdzić, że studnia
Wyschła oraz wszystkie inne źródła

Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi
.

Czy wam również  towarzyszy czasami ból spowodowany odrzuceniem, wyizolowaniem od świata?
Chyba każdy z nas go doświadcza, a wtedy Wojaczek umiejętnie nazywa stany, które nas dotykają.
-----------------------------------------------------------------------------------------

Ps. 
Mam prośbę do wszystkich czytelników mojego bloga, jeśli macie w domu biografię tego artysty i chcielibyście ją sprzedać z miłą chęcią ją zakupię :)






sobota, 11 czerwca 2011

Przemyślenia na temat kobiecości.

Jako, że ostatnio czytam ogromne ilości książek o tematyce kobiecej, postanowiłam napisać swoje przemyślenia, które przyszły mi do głowy jakiś czas temu:


Nie znam recepty na kobiecość.
Nie mam pojęcia ile  finezji wymieszać z kokieteria, aby proporcje
zostały zachowane.
Nie potrafię zostać farmaceutą własnego charakteru.
Nie chce przyjmować wyuczonych poz, zwodniczych min.
Nie wiem czy jestem atrakcyjna, nie mam pojęcia czy sex opływa mi biodra.
Zawsze żyłam w przekonaniu, że kobieta powinna być mądra, elokwentna,
piękna wewnętrznie,a zewnętrzna uroda jest dopełnieniem całości.
Starałam się posiąść sztukę szczerego uśmiechu, współodczuwania.
Łamałam wszystkie bariery, bez zastanowienia jedną po drugiej,
kontolowałam tylko,aby nie złamać o jedną za dużo. Związki chciałam opierać na
romantycznych uniesieniach, bliskości dusz, dopiero później doznań
fizycznych.


Ale świat zaczął korygować moja postawę.
Kazał wyrzucić do lamusa, trzymać się za rękę.
Pieprzenie priorytetem związku.
Rozmowy przy świetle księżyca niepotrzebnym dodatkiem.
Czułość powinna przegrywać konfrontacje z namiętnością.
Powinnam być pięknie opakowana jak laleczka w różowej spódniczce.
Za wszelka cenę być obiektem seksualnym.
Sprzedawać marzenia i ideały, bo tego wymagają ode mnie dzisiejsze czasy.
Mój światopogląd przegrał w zderzeniu z realiami.
Gdzie podział się szacunek do kobiet?
Czym jest dla was teraz kobiecość?
Czy nasze cale życie to jeden wielki pornol z nieco przedłużonym
monologiem na filiżankę herbaty i wyjściem do klubu?
Gdzie podziała się  godność kobiety ?!!
Uganiacie się za chłopakami, pozwalacie sie okłamywać, żyć w chorej,
nieprawidłowej rzeczywistości, aby tylko poczuć trochę ciepła obok
siebie.
Tak niska samoocena?
Sex bez zobowiązań ??? Co za bzdura....
Wybieram samotność...
...z godnością.


Wiem, że wyszło dość moralizatorsko, ale w końcu każdy ma prawo mieć własną opinię na dany temat.
Czym dla was jest współczesna kobiecość?:)













Przy okazji temat kobiecości genialnie porusza ,,Sztandar ze spódnicy,, , który można zobaczyć w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu.
Widziałam i polecam gorąco.
Na dole zamieszczam zwiastun :)

czwartek, 9 czerwca 2011

Niechaj Bóg ma w swojej opiece człowieka, który Cię naprawdę pokocha. Złamiesz mu serce, śliczna moja, psotna, okrutna kotko, która tak jest nieuważna i pewna siebie, że nie stara się nawet osłaniać swoich pazurków.

Zacznę od tego, że moje przemyślenia odnośnie książki ,,Przeminęło z wiatrem,, podzielę na kilka części, które pojawiać się będą w odstępach czasowych.Trudno bowiem pisać mi o powieści, którą przeczytałam w styczniu, a wrażenia z nią związane utrzymują się do tej pory. 
 Jestem osobą, która trudno wzruszyć jakąkolwiek historią miłosna. Żadnych szans nie mają historię przesłodzone, ckliwe i zbędnie przerysowane. Dlatego nie mogłam wyjść z podziwu jak ta, zawierająca ponad tysiąc stron,książka doprowadziła mnie całkowitego zachwytu. ,,Przeminęło z wiatrem,, pokochałam od momentu, gdy zobaczyłam w telewizji film o tym samym tytule z Clarkiem Gable i Vivien Leigh w rolach głównych. Następnego dnia zamówiłam na allegro trzy obszerne części tej pozycji za jedyne 4 zł. Usiadłam niezwłocznie do czytania i całkowicie wsiąkłam w klimat parnego Południa, które po wojnie secesyjnej odeszło w zapomnienie.Sam tytuł niezwykle wymowny, sugeruję, że świat bohaterów tej książki, rozpadł się niczym za podmuchem gwałtownego wiatru, a zderzenie się z nową rzeczywistością wcale nie było łatwe.
Wielowymiarowość tego romansu historycznego jest zaskakujące. Jednak resztę dzisiejszych przemyśleń pragnę poświęcić bohaterce, z którą zsolidaryzowawszy się niezwykle mocno.
Jest nią mianowicie Scarlett O'hara, córka zamożnego plantatora bawełny z Georgii.  Nie jest typem klasycznej piękności, jednak wrodzony wdzięk i pogoda ducha sprawiają, że otoczona jest tłumem wielbicieli. Serce dziewczyny bije dla pewnego melancholijnego intelektualisty - Ashleya Wilkesa.Niestety jej miłość nie jest odwzajemniona,jej ukochany bierze za żonę inną kobietę. Nie mam jednak zamiaru opisywać perypetie Scarlett, gdyż nie chce wyjawiać przed wami, pokładów jakie posiada w sobie ta lektura.
Losy Scarlett śledziłam jednak z niesamowitym zainteresowaniem. Możliwe, że jest charakter pociągał mnie z powodu podobieństwa do moich cech charakteru.
Nie jest to powiem kolejna delikatna słodka, panienka z dobrego domu, lecz twarda, silna, momentami nawet bezwzględna kobieta, która potrafi osiągnąć każdy zaplanowany cel. I chociaż często można spotkać się z kontrowersyjnymi uwagami dotyczącymi jej osoby, uważam, że jej postępowanie było odpowiednie do sytuacji w której się znalazła. Miała w sobie niezwykła silę przetrwania i niezależność, połączoną z niewymuszonym wdziękiem.Każda z tych cech  była wynikiem  wojny, która zmusiła ją do wyzbycia się zasad, które obowiązywały dawniej pannę z dobrego domu. Jej zdeterminowanie było niezwykle, przykładem jest chociażby ten cytat:
 Boga biorę na świadka, Boga biorę na świadka, że Jankesi nie pokonają mnie nigdy. Przetrwam to wszystko, a jak wojna się skończy, nigdy w życiu nie będę więcej głodna. Ani ja, ani nikt z moich bliskich. Choćbym miała kraść i zabijać – Bóg mi świadkiem, że nigdy więcej głodna nie będę.
I chociaż zdaję sobie sprawę, że te wyznanie nie ma zbyt wiele wspólnego z ogólnie przyjętym przez nas prawem moralnym, czy twarde zasady wojny secesyjnej nie upoważniały jej do tego? Czy będąc w obliczu zagrożenia nie miała prawa wybierać między mniejszym złem?
Według mnie, miało prawo, nie dać sobą pomiatać przez bezlitosny los i iść do przodu pomimo ciężaru jaki niosło życie bez zasad.
W końcu niepowodzenia tworzą ludzi, albo ich łamią. W jej przypadku nadały jej nowy wymiar. Stworzył ją od nowa i ubrały ramy, które były dla niej jedyną szansą przeżycia.
I chociaż jej postępowanie jak przyznaję Rett było podobne do ,,złodzieja, który nie żałuje, ze ukradł, ale bardzo żałuje, że idzie do więzienia.,,, potrafię je całkowicie zrozumieć.
Bowiem zaprzeczenie ideałom, zmiana poglądów i przystosowanie się diametralnej zmiany pozwoliły jej przeżyć.
Oczywiście każda decyzja niesie za sobą konsekwencje. Ona również je poniosła, a los był dla niej nadzwyczaj okrutny.
W życiu  uczuciowym, nie potrafiła wyzbyć się oblicza twardej, nieustępliwej  kobiety, przez co traci to co najważniejsze, miłość swojego życia.
Z czasem walka stała się dla niej celem samym w sobie, dlatego bohaterka straciła szanse na szczęście.
Wprawdzie jej praktyczny stosunek do życia i bezkompromisowość graniczyły z okrucieństwem, ale nie sposób nie czuć dla niej podziwu. Wyprzedziła zdecydowanie epokę w której przyszło jej żyć, w obecnych czasach bowiem może być wzorcem dla wielu zakompleksionych, szarych myszek.





Zachęcam was, więc moje drogie czytelniczki do poznania niezwykłej kobiety,której charakterność wystarczyłaby do zbudowania paru niezwykłych postaci. 
Może podobnie jak ja, pokochacie tą impertynencką osóbkę, której losy stały się głównym wątkiem romansu wszech czasów. 
Poczujcie zapach dawnych miast i poznajcie historii zmierzchu arystokracji z Południa, która dosłownie przeminęła z wiatrem.

-część pierwsza przemyśleń.








poniedziałek, 6 czerwca 2011

Urodzeni mordercy?


Maj był dla mnie miesiącem dość różnorodnym. Czasu mi nie brakowało, jednakże większość spędzałam na poza budynkowych wydarzeniach kulturalnych związanych z życiem Wrocławia. O wiele bardziej niż czytanie wciągały mnie wędrówki z psem po przydomowych łąkach.
Dlatego przemyślenia, które będą tematem tej notki poświecę dwóm pozycją książkowym. Zacznę może od ,,Carrie,, Kinga, która była debiutancką powieścią tego autora. Nie jest to w żadnym wypadku wybitna pozycja pod względem literackim, jednak problem w niej poruszony sprowokował mój, rozleniwiony przez słońce umysł do refleksji na temat przemocy. Autor bowiem pomimo wielu niedociągnięć, stworzył niezły portret psychologiczny głównej bohaterki. Jest nią młoda dziewczyna, której matka jest fanatyczną wyznawczynią pewnej religii, kreowanej delikatnie na chrześcijaństwo. Radykalizm i ewidentna choroba psychiczna matki stają się przyczyną jej wyobcowania wśród rówieśników. Dodatkowym balastem jest posiadanie specyficznych zdolności paranormalnych. Brak akceptacji i coraz agresywniejsze zaczepi ze strony kolegów i koleżanek, stają się powodem ogromnej tragedii. Standard na standardzie. Nie chcąc zdradzić wam zakończenia swoje przemyślenia napiszę w formie dość ogólnikowej. Zacznę je jednak od dość przewrotnego zdania, czy można być ,,urodzonym mordercom,,?
Czy pewne sytuacje determinują nas do wyzbycia się  ogólnie przyjętych wzorców moralnych?
Może zemsta jest czasami  słusznym, naocznym zadośćuczynieniem?
Dodam jeszcze, że niesamowicie skonsolidowałam się z postacią Carrie i pomimo ogromu nienawiści, która zakiełkowała w jej sercu i stała się przyczyną tragedii, z głębi serca liczyłam, że los zatuszuję jej winy, stając w końcu po jej stronie.
Czy jednak tak się stanie?

                               .............................................................................................................


Druga pozycja to również thriller, do przeczytania którego zachęciła mnie genialna ekranizacja.
       .............................................................................................................................................               
                        Zamknijcie oczy i poczujcie na swoich plecach chłód więziennych cel, oddech skazańców i lekko falujący promień żarówki. W oddali przebiega mizerny szczur, a wy zbliżacie się nieuchronnie do mordercy o którym słyszała już cała Ameryka, z powodu jego specyficznego gustu kulinarnego. Potrafi bowiem przyrządzić pyszną potrawkę z ludzkich wnętrzności. Tak moi drodzy, przez wami Hannibal Lecter, morderca o umyśle humanisty. Może zestawienie tych dwóch słów wygląda na pierwszy rzut oka karykaturalnie, ale każdy kto oglądał lub czytał powieść ,,Milczenie owiec,, przyzna mi rację. Kreacja tego bohatera jest bowiem wybitna. Z tak niesamowitą parabolą umysłową postaci trudno się nie zachwycać. I chociaż jej demoniczność jest niezaprzeczalna, niewątpliwie nie jest to kolejny skretyniały przestępca, który przez nieuwagę wywróci się o zaplątane sznurówki. Lecter dzięki swoim zaskakującym zdolnością umysłowym staje się przeciwnikiem godnym okazania szacunku i respektu. Opisany jest w tak genialny sposób, że wydaje nam się, że jest aż namacalny i rzeczywisty w swoim wodzeniu policji za nos.
Chciałabym napisać o tej książce w takich superlatywach w jakich mogłabym opisywać film. Niestety tak się nie stanie. Fabuła dość sztampowa, dość nieciekawe dialogi. Atutami są jedynie zwroty akcji, które mogą przyprawić o zawrót głowy. Możliwe jednak, że mój odbiór spowodowany jest przez wcześniejsze obejrzenie filmu. Nie potrafiłam oddzielić bohaterów poznanych na ekranie z tymi występującymi w powieści. Gdy, czytałam imię Hannibala automatycznie przed oczami miałam demoniczną twarz Hopkinsa i przerażoną, a jednocześnie elokwentną buźkę Foster.
Polecam jednak z czystym sumieniem każdemu, kto ma ochotę przeczytać niezobowiązującą a jednak ciekawą lekturę.
No i oczywiście film godny obejrzenia zdecydowanie.
 
Przepraszam, za niespójność notki, ale pisałam ją w odstępach czasowych, gdyż z czasem u mnie kiepsko…
Pozdrawiam i przepraszam jeszcze raz!
Na koniec fragment z ..Milczenia owiec,, ,który wpisuję się w tematykę tej notki





,,Owce na razie umilkną. Przekonasz się jednak sama, Clarice, jak krótkotrwałe jest miłosierdzie, odmierzane na tajemnych szalach Dobra i Zła, na błogosławione milczenie będziesz musiała sobie znowu zasłużyć. A potem jeszcze raz i jeszcze, i tak bez końca. To właśnie bowiem poczucie zagrożenia, fakt, że je dostrzegasz, jest siłą, która cię prowadzi. Zagrożenie zaś nie ustanie."