Ostatnio mało sypiam. Wolę czytać książki. Wbrew pozorom nie chodzi tu wcale o tematykę, gdyż o wiele istotniejszy jest sam fakt wykonywania czynności. Chociaż z drugiej strony ,tak jak w życiu, unikam monotematyczności i staram urozmaicać mój czytadło spis. Jednego dnia sięgam po nowele, a następnego czekam z wypiekami na rozwiązanie kryminalnej zagadki stulecia. Lubię w książkach zniszczone okładki pożółkłe kartki i zapach przesycony ludzkim dotykiem. Są jednym z tych kochanków ,którym nie odmawiam pójścia do lóżka. Cytując ,,książka jest niczym ogród, który można włożyć do kieszeni'', a ja uwielbiam mieć przy sobie kwiaty bez różnicy na porę roku. Teraz taki czas, że czytam i pachnę.

wtorek, 17 maja 2011

Każda historia ma dwie strony



 Książka ,,Marilyn ostatnie seanse,, jest jak tragiczny, ale dobry zarazem film. Taśma przeskakuję klatka po klatce. Na obrazie nie widać prawie nic, większość to usilne hipotezy. Pod niebieskim prześcieradłem leży naga, martwa kobieta. Ten fakt staję się początkiem do snucia tysiąca hipotez dotyczących powodu jej śmierci. Ta historia jest smutna, melancholijna i pozbawiona piękna, którym Marilyn emanowała z ekranów kinowych sal.
Jest to także historia Hollywood i rozwoju psychoanalizy, której oddziaływanie było niezmiernie silne.
Każdy z nas widział Marilyn Monroe. Szukał w niej skaz, lub podziwiał jej niezaprzeczalne piękno. Ja również ulegałam wielokrotnie jej niewątpliwemu urokowi. Kim jednak była tak naprawdę Norma Jeane, okrzyknięta najpiękniejszą kobietą świata?
Muszę przyznać, że dopiero ta lektura, pozwoliła mi uszczypnąć fenomen MM. Musnąć jej platynowych włosów.
   
Konstrukcja książki, w której bez jakiegoś określonego klucza mieszają się sceny z okresu będącego przedmiotem opowieści (pomiędzy oddaniem się Marilyn pod opiekę doktora Greensona a jej śmiercią), retrospekcje z lat wcześniejszych i uzupełnienia odnoszące się do wydarzeń znacznie późniejszych - oraz koncepcja uzupełnienia faktów fikcją, jest niezwykle wciągająca. Czułam się jakbym czytała bezbłędny thriller psychologiczny. 
Bardzo szczegółowo pokazany jest destrukcyjny wpływ psychoanalizy na MM. Zresztą jak podkreśla doktor Kris, pierwszy terapeuta MM,,Kobieta ta jest całkowicie zaburzona, ze skłonnościami do autodestrukcji, nadużywająca narkotyków i lekarstw,,.
Z drugiej jednak strony, była ciepłą i niesamowicie promienną osobą.
Arthur Miller w jednym z wywiadów wypowiadał się następująco:
,,Koniec końców, coś boskiego emanowało od tej eterycznej postaci. Była całkowicie niezdolna do rzucania oskarżeń, do oceniania:nawet gdy chodzi o ludzi, którzy wyrządzali jej krzywdę. Jeśli ktoś z nią był, znaczyło to, że jest akceptowany, wkracza w jej świetlistą aurę.Była w połowie królową, w połowie porzuconym dzieckiem, czasem na klęczkach przed własnym ciałem, czasem z jego powodu pogrążona w rozpaczy,,.
Czy to Hollywood sprowadziło ją do parteru z rozłożonymi nogami? Czy to prawda, że mierzyła miłość liczbą mężczyzn, których potrafiła uwieść? Nie chce zdradzać wam odpowiedzi na te pytania, gdyż ta pozycja klarownie pomoże wam samym wyciągnąć wnioski na ten temat.
Po przeczytaniu tej pozycji MM, przestała być dla mnie tradycyjną aktorką. Ona posiadała w sobie o wiele więcej.  Coś kruchego i subtelnego, co przenikało przez soczewkę kamery,tworząc wizualne arcydzieło.
I chociaż dla większości, stała się jedynie obiektem seksualnym, ponętną maskotką, od której wymagało się jedynie bycia seksi. Uroczego wydymania warg.  Tak naprawdę była bardzo wrażliwym człowiekiem, uwielbiającym literaturę i wszechobecną sztukę.
W życiu prywatnym nie była nigdy szczęśliwa. Od dzieciństwa odrzucana, pozbawiona prawdziwej miłości. W wieku dorosłym szuka jej nieustanie wśród mężczyzn. Jej pierwsze małżeństwo kończy się niestety klęską, kolejne związki również są nieudane. Przenosi, więc swoje uczucia na  psychoanalizę, szukając akceptacji wśród terapeutów. Powoli uzależniając się spędzonego na kozetce czasu.Skazana na śmierć, łudziła się ich słowami, grając raz po raz rolę pacjentki w ,,mieście niezliczonych rozstań,kosmosem kruchych miłości i malowanych płócien,,. Hollywood, lat 50 i 60, gdzie wszyscy poddając się psychoanalizie lub są psychoanalitykami, albo też są psychoanalitykami poddającymi się psychoanalizie,,.
Ta książka, nie jest odpowiedzą na pytanie jak zginęła jedna z najpiękniejszych kobiet świata. 
Pokazuję nam jedynie pewne procesy, które spowodowały tragedię przypadająca na noc między 4 a 5 sierpnia 1962. Wywnioskować  możemy chociażby oczywisty fakt, że psychoanaliza nie pomogła rozchwianej kobiecie wyjść z dołka, a relacja z jej ostatnim terapeutą przekroczyła bariery pacjent;lekarz( i nie mówię tu o seksie, lecz o bardzo intymnie rodzicielskim związku).Spekulować można oczywiści morderstwo zlecone Kennedych, stąpamy jednak na gruncie czysto hipotetycznym.
Niezależnie od tego, jest to niezwykle ciekawa biografia, napisana świetnym,prostym, porywającym językiem.Oparta jej na autentycznych nagraniach z sesji terapeutycznych MM.I chociaż staram się najczęściej unikać tak intymnych książek, dla tej zrobiłam wyjątek.
Swoje przemyślenia zakończę cytatem, który stu procentach oddaję sens tej książki. 
,,Inne informację mogą podważyć znane fakty, raz jeszcze potasować karty, podzielić opowieść na części, zrodzić nowe opinie, nowe niejasności, i nikt nie może temu zapobiec. Legenda.Historia jest prawdziwa jedynie wówczas, kiedy w nią wierzymy, a jej treść zmienia się w zależności od narratora.Nawet kiedy to, co było prywatne staje się publiczne, nie przybliżamy się do prawdy. Rzeczy już znane zostają zniekształcone przez nowe elementy i powstaje nowa wersja legendy.Ostatecznie nikt nie dowie się niczego o tym, co się naprawdę stało. Możemy tylko poznać żywy opis tego, kim ktoś jej i w jaki sposób sprawy mogły się potoczyć,,.




Tytuł: ,,Marilyn ostatnie seanse,,
Autor: Michel Schneider
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 405
Ocena: 4+/6

10 komentarzy:

  1. Moje uwielbienie do MM jest ogromne, po prostu mam bzika na Jej punkcie, tak jak na punkcie kilku innych postaci. Cieszę się, że ostatnio pożyczyłam od koleżanki tę książkę, aby jeszcze raz sobie Ją przypomnieć. Jakże miło mi się za każdym razem zahacza o Nią oko, mimo, że wita mnie każdego dnia na pulpicie :)) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie się zapowiada, więc z chęcią dopisuję do listy:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Z miłą chęcią przygarnęłabym tę książkę pod swój dach :) Pierwszą publikacją o Marilyn jaką przeczytałam były "Sekretne listy Marilyn Monroe i Jacqueline Kennedy" i muszę przyznać, że po tej lekturze nabrałam chęci na więcej. Na pewno, jeszcze nie raz, zagłębie się w opowieściach o tej znanej kobiecie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Marilyn była rzeczywiście niesamowicie złożoną osobowością. Przykro mi, że niektórzy wciąż postrzegają ją jak tamci producenci - jako symbol seksu, kokieterii i pustoty. Że widzą tylko cukrową skorupkę, podczas gdy pod tą skorupką kryło się o wiele więcej, ogromna wrażliwość, tak jak piszesz, uwielbienie dla sztuki, intelekt... Sama chciałabym się dowiedzieć, co jeszcze, ale mam wrażenie, że nie ma sposobu, by się do tej prawdy zbliżyć. Też czytałam "Marilyn, ostatnie seanse", lecz po tej lekturze czuję, że wcale nie wiem więcej, a wręcz przeciwnie - mniej, bo pojawiły się nowe pytania i wątpliwości. Teraz ślinię się na widok "Fragmentów", przejrzałam je póki co w księgarni i zobaczyłam dziesiątki cudownych zdjęć, pokazujących "tę inną" Marilyn, nie tą stereotypową. Cieszę się, że jesteś jedną z osób, które dostrzegają w niej "coś więcej". Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. To piękna kobieta. Ikona kina. Znamienne jest to, że tak znana i uwielbiana przez tłumy nie miała szczęśliwego życia. Kiedyś czytałam z nią wywiad, gdzie sfotografowano MM w jej mieszkanie na tle półek z książkami. MM bardzo lubiła czytać i posiadała sporą bibliotekę, a niewielu o tym wie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Myslę, że Hollywood niebyło dobrym miejscem dla MM. Stworzono z niej ikonę piekna, z tymże Ona niekoniecznie dobrze sobie z tym radziła. Jak trafię na tę książkę to na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  7. To niesamowicie interesująca postać. Dla wielu ikona kina i seksu, dla niewielu prawdziwa, wrażliwa kobieta. Z wielką chęcią przeczytam tą książkę i spróbuję choć trochę ją zrozumieć.

    A tak na marginesie, to niezwykle przyjemnie czyta się Twoje recenzje, po prostu to uwielbiam. Każda nowa recenzja to kolejna miła chwila. A nowy wygląd również bardzo mi się podoba :) No koniec słodzenia, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Czuć u Ciebie maj, wiosenne zapachy, wiatr, deszcz i słońce. Jednym słowem- wygląd trafiony w moje tymczasowe gusta i nastroje :)
    Jeżeli chodzi o książkę to obecnie na liście książek do przeczytania, ponad nią górują prywatne zapiski MM. Obie jednak wydają się być ogromnie ciekawe, z pewnością poszerzą horyzonty mojego dotychczasowego postrzegania tej nietuzinkowej osóbki, choć swego czasu fenomen MM wydawał mi się bardzo upozorowany i plastikowy, ale to z pewnością zasługa obecnych, zakłamanych czasów, cóż...

    OdpowiedzUsuń
  9. Tym razem spasuję, jakoś nigdy nie byłam szczególnie zainteresowana Monroe. Choć może po lekturze tej książki to by się zmieniło;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Byłam wstrząśnięta programem biograficznym opisującym ostatnie dni i śmierć MM, emitowanym przez jedną z bardziej znanych telewizji kobiecych. Muszę przyznać, że sugestie dotyczące ingerencji braci Kenedy w śmierć Marylin są dla mnie bardzo prawdopodobne... i sam sposób w jaki przedstawiono ewentualną wersję jej śmierci był przerażający, ale wiele puzzli tej układanki zaczęło mi sie zgadzać...Od tego czasu,uważam MM za postać niezwykle tragiczną!

    I zastanawiam się,jak to jest, że czasem ludzie, którzy osiągają niewiarygodny sukces (i są postrzegani przez innych jako niezwykli szczęściarze), zostają ograbieni z życia w sposób tak brutalny:( jakby ich całe "szczęście" miało się zrównoważyć w tym ostatnim momencie tragicznej klęski w momencie śmierci:(

    OdpowiedzUsuń