Ostatnio mało sypiam. Wolę czytać książki. Wbrew pozorom nie chodzi tu wcale o tematykę, gdyż o wiele istotniejszy jest sam fakt wykonywania czynności. Chociaż z drugiej strony ,tak jak w życiu, unikam monotematyczności i staram urozmaicać mój czytadło spis. Jednego dnia sięgam po nowele, a następnego czekam z wypiekami na rozwiązanie kryminalnej zagadki stulecia. Lubię w książkach zniszczone okładki pożółkłe kartki i zapach przesycony ludzkim dotykiem. Są jednym z tych kochanków ,którym nie odmawiam pójścia do lóżka. Cytując ,,książka jest niczym ogród, który można włożyć do kieszeni'', a ja uwielbiam mieć przy sobie kwiaty bez różnicy na porę roku. Teraz taki czas, że czytam i pachnę.

poniedziałek, 25 lipca 2011

Back to black


Chciałam coś napisać. Złożyć myśli w jedną  przewodnią. Nie potrafię jednak wypowiadać się konstruktywnie o wydarzeniu, jakim jest śmierć Amy Winehouse.
Nie mogę również zrozumieć w jak okropnym kierunku pędzą media. Ojciec piosenkarki właśnie za ich pomocą   poznał tą straszną informację. Całe serwisy już huczały pogłoskami, gdy on był jeszcze nieświadomy tragicznego losu swojego dziecka. Policja powinna była strzec tego typu informacji, przynajmniej do momentu, gdy najbliższa rodzina jeszcze o tym nie wie. Ale czy jesteśmy zdziwieni wiedząc o aferach podsłuchowych w brytyjskiej prasie, których jesteśmy światkami w ostatnich dniach? 
Po raz kolejny jesteśmy światkami śmierci, której winne są media i chorowity show biznes. Śmierci jednej z naprawdę wartościowych piosenkarek młodego pokolenia. Media i menadżerowie stworzyli podrasowany Amy-style, aby tylko zarobić jak najwięcej. Aby po raz kolejny zamiast pomóc jej wyjść z uzależnienia wysłać ją w trasę koncertową, która jedynie ośmieszy i upokorzy.
Nie chce tu z Amy zrobić anioła. Była bowiem za pyskata, skrzecząca, charkliwa. Na głowie nosiła dziwny kokon. Za mocno malowała oczy. Jej ramiona zdobiły szpetne tatuaże. Zresztą pięknością również nie była. 
Przyjaźniła z toksycznymi ludźmi a szczególnym uczuciem darzyła pannę cocainę.
Kochałam jednak to brzydactwo i uwielbiam muzykę, której była jej nieodłączną częścią.
Uwielbiam jej głos, który wibrował między szaleństwem, a chropowatym rock and rollem.
Mam tylko złudną nadzieję, że jej wierni fani nie pozwolą zarobić zakłamanym mediom na jej śmierci.
Chociaż nie będąc wróżką zdaję sobie sprawę, że śmierć artysty jest dźwignią marketingu.Współczuję rodzinie zmarłej artystki i jednoczę się z wami w cierpieniu i bólu.













Zamieszczam link do artykułu pana Piotra Kowalczyka, który ubrał w słowa to co chciałabym jeszcze powiedzieć : http://www.polskieradio.pl/6/13/Artykul/406877,Media-i-branza-winne-smierci-Amy-Winehouse

7 komentarzy:

  1. Ze śmierci Michaela Jacksona też zrobili wielkie medialne wydarzenie. Mam tylko nadzieję, że rodzina Amy nie da się w to tak łatwo wciągnąć jak rodzina Jacksonów. Publiczne pożegnanie ze zmarłym było jak dla mnie żenujące i robione pod publiczkę.

    Wielką fanką Amy nie byłam, ale przyznać muszę, że głos miała niezwykły i z prawdziwą przyjemnością słuchałam jej utworów

    OdpowiedzUsuń
  2. Katee-> również mam taką nadzieję. Chociaż śmierć nakręca biznes. Już niedługo czeka nas ogromną ilość koszulek z wizerunkiem artystki, książek pisanych przez jej nieznanych przyjaciół.
    Pamiętam pogrzeb Jacksona i również było mi, aż niedobrze na myśl o tym jaki przybrał on obrót.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie również bardzo zasmuciła śmierć Amy.

    Odniosłam jednak wrażenie, że media jakby na nią czekały. Pisały wciąż o jej problemach alkoholowych, narkotykowych, o jej uzależnieniu od toksycznego faceta, a tym samym wciąż się zastanawiały, czy umrze w tym roku, czy w następnym, przytaczając często drastyczne opinie lekarzy bądź zasłyszane plotki. Czekały na jej śmierć też dlatego, by móc wpisać ją w pewien schemat, o którym słyszymy już od dawna - słynny "Klub27".
    A przecież zamiast podkręcać atmosferę, szukać sensacji powinni raczej umilknąć - wyciągając wnioski z poprzednich podobnych przypadków.

    Jestem jednak przekonana, że choć media przyczyniły się do tej całej afery oraz ogólnego oczekiwania na odejście Amy, to głównym winnym są jej znajomi, bliscy, z którymi spędzała czas na co dzień. Ludzie Ci, opiekujący się jej karierą, błyszczący u jej boku w świetle reflektorów nie potrafili być dla niej prawdziwymi przyjaciółmi, a tylko wykorzystywali jej sławę dla własnych celów. Podobnie było z Michaelem Jacksonem, Janis Joplin, Kurtem Cobainem (tutaj zawiniła wyraźnie jego żona!), czy także Ryśkiem Riedlem (gdzieś czytałam, że koledzy przynosili mu do szpitala, gdzie przebywał na odwyku, narkotyki).

    Szkoda, że Amy się nie udało...

    OdpowiedzUsuń
  4. Claudette-> To zastraszające w jaki sposób media szukają obecnie sensacji. Jak bardzo starają się przybierać odpowiednia maskę w zależności od okazji. Spekulując jej śmierć kreowały jakiś społeczne znieczulenie. Po pewnym czasie większość ludzi postrzegało ją przez pryzmat jej nałogów, nie znając nawet jej genialnej kariery muzycznej.
    Elitarny klub 27, można powiedzieć z bólem w sercu.
    Ilu jeszcze zdolnych artystów nie wytrzyma presji. Nie odnajdzie w odpowiednim momencie poparcia swoich bliskich.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się, że media powinny także wziąć odpowiedzialność za śmierć Amy i za to co teraz zrobią z tym wydarzeniem. Czy to uszanują. Także przyjaciele powinni zrobić rachunek sumienia. Ale media czy ludzie, których napotykamy na swej drodze nie są temu winni (co nie znaczy, że nie pełnią dużej negatywnej roli). Coś się musiało wydarzyć wcześniej w życiu małej, a potem starszej dziewczynki, że sięgnęła po narkotyki w ogóle, że nie obroniła się przed uzależnieniem. Ono nie bierze się tylko z okoliczności i środowiska jakie wybieramy. To się dzieję dużo wcześniej a środowisko pełni wtedy rolę zapalnika. Pozdrawiam ciepło)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. papryczka-> pisząc te słowa byłam bardzo rozgoryczona. Mało obiektywna.
    Chciałam krzyczeć,ale zdaję sobie sprawę, że problem znajdował się o wiele głębiej.
    Genialny artykuł o Amy ukazało się j w zwierciadle .
    Zamieszczam link http://zwierciadlo.pl/artykul/amy-winehouse-zyc-szybko-umierac-mlodo .
    Myślę, że głównym powodem jej śmierci była choroba o złowieszczej nazwie borderline, na którą chorowała Amy od dłuższego czasu.Brzmiałoby to najbardziej logicznie i tłumaczyło jej uzależnienie od toksycznych ludzi, zapędy autodestrukcyjne.
    Zarazem choroba ta, była dla niej darem, dzięki któremu odczuwała świat inaczej. Mroczniej, mocniej. Myślę, że bez tego nie powstawałyby tak genialne egzystencjalnie-nihilistyczne tekst.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń